Samo startowanie nie było groźne, wręcz nie wzbudziło we mnie żadnych emocji. Podniebne szybowanie również było przyjemne, oglądanie z paru kilometrów Polski, chmur było na prawdę nowym dla mnie przeżyciem. Koszmar zaczął się gdy zbliżaliśmy się do pasa lotniska. Przyznam, że warunki atmosferyczne były okropne, mgła nie pozwalała bezpiecznie wylądować za pierwszym razem, więc pilot podchodził do lądowania parę razy. Nie zauważył jednak, że zszedł trochę za nisko samolotem przez ową mgłę, wyłączony autopilot nie mógł zareagować i zahaczył skrzydłem o iglice dachowe najwyższego budynku w Berlinie. Momentalnie samolot się zachwiał, wykonał dziwne manewry, poczym stanął jakby w miejscu. Cisza, która zapanowała w samolocie aż gryzła w uszy. Momentalnie kazano nam założyć kamizelki oraz wypuszczono maski tlenowe. Pilot na szczęście opanował sytuację, skrzydło nie było na tyle zniszczone i bezpiecznie wylądował. Takie sytuacje jednak powodują, że przed oczyma pojawia się śmierć, wolę ich unikać.